Rekupedia

Rekuperacja w lotnictwie – klucz do komfortu i ekologii na pokładzie

Rekuperacja w lotnictwie – klucz do komfortu i ekologii na pokładzie. Samolot pasażerski leci nad miastem, pomiędzy dwoma wysokimi budynkami biurowymi z przeszklonymi fasadami, na tle błękitnego nieba. Zdjęcie zrobione z perspektywy od dołu, podkreślając symetrię budynków i centralne położenie samolotu.

Czy zdarzyło Ci się wysiąść z samolotu z wysuszoną skórą, podrażnionymi oczami i uczuciem zmęczenia, jakbyś spędził dzień na pustyni? Suchość w gardle i zatkany nos po długim locie to częste doświadczenie pasażerów. Winowajcą jest specyficzny mikroklimat kabiny – suche, rozrzedzone powietrze na wysokości przelotowej. Na szczęście nowoczesne samoloty znajdują sposoby, by temu zaradzić. Wykorzystują sprytne systemy rekuperacji, czyli odzyskiwania energii i inteligentnej wentylacji, które podnoszą komfort pasażerów i jednocześnie poprawiają efektywność energetyczną maszyn. Brzmi technicznie? Spokojnie – zaraz w przystępny sposób wyjaśnimy, jak działa rekuperacja w lotnictwie, co kryje się za tajemniczymi Air Cycle Machines, oraz jak Airbus i Boeing różnią się w podejściu do „oddychania” samolotu. Przygotuj się na podróż do wnętrza systemów klimatyzacji samolotowej, które czynią latanie bardziej przyjaznym i ekologicznym.

Jak działa klimatyzacja i rekuperacja powietrza w samolocie?

Aby zrozumieć rekuperację w lotnictwie, najpierw przyjrzyjmy się, skąd bierze się powietrze w kabinie na wysokości 10–12 km nad ziemią. Otóż samolot podczas lotu musi sztucznie wytworzyć warunki zdatne do oddychania – zapewnić odpowiednie ciśnienie, temperaturę i jakość powietrza wewnątrz hermetycznej kabiny. W klasycznych rozwiązaniach stosowanych od dekad, wykorzystuje się tzw. bleed air – powietrze upuszczane z silników odrzutowych. Na etapie sprężarki silnika część powietrza zostaje odprowadzona zanim trafi do komór spalania i przekazana do systemu klimatyzacji. To powietrze jest jednak ekstremalnie gorące i pod wysokim ciśnieniem (może przekraczać 150 °C przy ~2–3 atm). Zanim więc trafi do kabiny, musi zostać solidnie schłodzone i rozprężone.

Sercem systemu klimatyzacji w samolocie jest tzw. Air Cycle Machine (ACM) – dosłownie „maszyna obiegowa powietrza”. To sprytny układ działający na zasadzie odwróconego cyklu Braytona (stosowanego w turbinach gazowych) – można go też porównać do lodówki wykorzystującej jako czynnik chłodzący powietrze zamiast freonu. Jak to działa krok po kroku? Gorące sprężone powietrze z silnika najpierw trafia do wymiennika ciepła (ang. heat exchanger), gdzie schładzane jest przez zimne powietrze z zewnątrz (tzw. ram air). Następnie częściowo schłodzone powietrze przechodzi przez sprężarkę odśrodkową ACM, która ponownie je spręża, podnosząc jego ciśnienie, ale niestety znów je nagrzewając (nawet do ~250 °C). Dlatego zaraz za sprężarką jest drugi wymiennik ciepła, gdzie powietrze jest chłodzone po raz kolejny przy utrzymaniu wysokiego ciśnienia. Teraz następuje kluczowy etap: powietrze kierowane jest na turbinkę rozprężną. Gwałtowne rozprężenie powietrza w turbinie powoduje drastyczny spadek temperatury – powietrze wychładzane jest nawet do -20 °C ÷ -30 °C. Turbina nie marnuje jednak energii – odzyskuje ją (oto nasza rekuperacja!), napędzając na wspólnym wale sprężarkę i specjalny wentylator zasysający chłodne powietrze zewnętrzne do wymienników ciepła. Innymi słowy, energia odebrana powietrzu przy rozprężaniu jest użyta do wspomagania procesu chłodzenia – sprężania i zasysania powietrza z otoczenia. To inteligentne wykorzystanie energii sprawia, że system jest wydajniejszy niż proste schładzanie i wyrzucanie powietrza.

Po etapach sprężania i rozprężania otrzymujemy bardzo zimne, gęste powietrze, z którego zaczyna się nawet skraplać wilgoć (niczym para na zimnej puszce napoju). Trzeba tę wodę usunąć, aby nie zamroziła nam instalacji ani nie zamgliła kabiny. Służy do tego separator wody – powietrze wprawiane jest w ruch wirowy (cyklonowy), a krople wody odrzucane są na ścianki i wyłapywane przez specjalny filtr (zwany potocznie „skarpetą”), który przy okazji zatrzymuje też drobiny oleju i brudu pochodzące z silnika. Odprowadzone w ten sposób skropliny w starszych samolotachbyły po prostu wyrzucane za burtę, tworząc czasem charakterystyczne kłęby pary pod kadłubem na postoju. Natomiast nowsze systemy robią z tą wodą coś sprytnego – rozpylają ją ponownie w strumieniu zimnego powietrza zewnętrznego w wymiennikach ciepła, zwiększając ich wydajność (wilgotniejsze powietrze ma większą pojemność cieplną). Mamy tu kolejny przykład rekuperacji – odzyskujemy „produkt uboczny” (wodę) by poprawić chłodzenie.

Ostatecznie suche, przefiltrowane i zimne powietrze może być dogrzane do komfortowej temperatury przez domieszkę niewielkiej ilości gorącego powietrza omijającego ACM (tzw. trim air). Tak przygotowane powietrze jest wprowadzane do kabiny przez system kanałów wentylacyjnych. Typowy samolot pasażerski ma 2-3 tzw. „packi” klimatyzacyjne (AC Packs) zawierające opisaną maszynerię, zwykle zlokalizowane pod podłogą w okolicy centropłata lub silników. Razem te urządzenia tłoczą wystarczająco dużo powietrza, by utrzymać na pokładzie przyjemny klimat nawet przy pełnym obłożeniu pasażerów.

Warto podkreślić, że rekuperacja w tym systemie przejawia się dwojako: po pierwsze, turbina chłodząca odzyskuje energię do napędu sprężarki (czyli chłodzimy powietrze robiąc przy tym użyteczną pracę), a po drugie – w nowoczesnych rozwiązaniach odzyskuje się wodę do wspomagania chłodzenia. Efekt? Maksimum chłodu przy minimum straty energii. To ważne, bo klimatyzowanie samolotu jest kosztowne – szacuje się, że dostarczenie odpowiedniej ilości świeżego powietrza w locie zużywa ponad 20 razy więcej energii niż klimatyzacja podobnej przestrzeni w budynku na ziemi. Każdy zysk sprawności przekłada się więc na spore oszczędności paliwa.

Na koniec tej sekcji warto wspomnieć o cyrkulacji powietrza. W kabinie samolotu nie cała mieszanka jest non-stop wymieniana na świeżą – połowa powietrza krążącego w kabinie to zwykle powietrze recyrkulowane przez specjalne filtry, a tylko ~50% stanowi świeży napływ z zewnątrz. To celowy zabieg: ponowne wykorzystanie już ogrzanego/ochłodzonego powietrza to także forma rekuperacji, pozwalająca ograniczyć obciążenie systemu klimatyzacji. Oczywiście takie powietrze musi być dobrze oczyszczone – współczesne samoloty wyposażone są w filtry HEPA, które wyłapują >99% bakterii i nawet wirusy niesione w aerozolach. Dzięki temu recyrkulacja jest bezpieczna, a jednocześnie pomaga zachować odrobinę wyższą wilgotność w porównaniu do scenariusza, gdzie cały czas wpuszczalibyśmy ultra-suche powietrze z zewnątrz.

Termiczny komfort na wysokości: temperatura, ciśnienie i wilgotność

Skoro wiemy już, jak samolot produkuje sobie powietrze do oddychania, przyjrzyjmy się, jak te systemy przekładają się na komfort pasażerów. Komfort mikroklimatu na pokładzie to głównie trzy czynniki: temperaturaciśnienie oraz wilgotność i jakość powietrza. Linie lotnicze od dawna dbają o to pierwsze – temperatura jest utrzymywana w okolicach 22–24°C, z możliwością lokalnych regulacji (inne strefy w kabinie mogą mieć nieco inny nadmuch). Dzięki precyzyjnym czujnikom i sterowaniu przepływem powietrza system klimatyzacji utrzymuje zadaną temperaturę dość dokładnie, unikając przeciągów czy przegrzewania. Nowoczesne maszyny, zwłaszcza te o elektrycznych systemach sterowania klimatyzacją, pozwalają na bardzo precyzyjną kontrolę – np. dzięki elektrycznym sprężarkom i zaworom można płynniej dozować chłód czy ciepło. Oznacza to, że pasażerowie rzadziej odczuwają nagłe podmuchy zimna lub okresy zaduchu – warunki są stabilniejsze i przyjemniejsze.

Drugim ważnym czynnikiem jest ciśnienie powietrza w kabinie, czyli tzw. wysokość kabinowa. Kabina pasażerska na dużej wysokości jest utrzymywana na ciśnieniu odpowiadającym przebywaniu na określonej wysokości nad poziomem morza. W starszych samolotach przyjęto, że maksymalna wysokość kabiny to około 8000 stóp (ok. 2400 m). Taki spadek ciśnienia był kompromisem między względami konstrukcyjnymi (im niższe ciśnienie wewnątrz na dużym pułapie, tym mniejsze naprężenia kadłuba) a komfortem pasażerów. Jednak 2400 m to wciąż wysoko – mniej więcej jak szczyt Kasprowego Wierchu – co oznacza odczuwalnie rzadsze powietrze. Pasażerowie mogą doświadczać przez to lekkiego niedotlenienia, bólu głowy, szybszego zmęczenia, a osoby z problemami krążeniowo-oddechowymi – nawet poważniejszych dolegliwości. Nowa generacja samolotów dalekodystansowych postanowiła poprawić i ten aspekt. Dzięki wytrzymalszym materiałom (kadłuby z kompozytów węglowych) można bezpiecznie utrzymywać wyższe ciśnienie w kabinie. I tak Boeing 787 Dreamliner oraz Airbus A350 obniżyły wysokość kabiny do około 6000 stóp (ok. 1800 m). To tak, jakbyśmy zamiast siedzieć na Kasprowym, przenieśli się na wysokość Zakopanego. Różnica jest naprawdę odczuwalna. Boeing chwalił się wspólnym badaniem z Uniwersytetem Stanu Oklahoma, które wykazało znaczącą poprawę samopoczucia pasażerów przy ciśnieniu odpowiadającym 1800 m. Przekłada się to na mniejsze zmęczenie, rzadsze bóle głowy i ogólnie lepsze dotlenienie organizmu w trakcie długiego lotu. Krótko mówiąc, pasażerowie czują się mniej „wysoko”, co pomaga im dotrzeć do celu w lepszej formie.

Najwięcej emocji (i dyskomfortu) budzi jednak wilgotność powietrza na pokładzie. Każdy, kto latał kilka godzin, zna uczucie suchych oczu, skóry i śluzówek. Dlaczego w samolocie jest tak sucho? Powód jest prosty: powietrze na wysokości przelotowej jest ekstremalnie suche – praktycznie nie zawiera pary wodnej (temperatura na zewnątrz rzędu -50 °C sprawia, że wilgoć się wykrapla i zamarza). Gdy to suche jak pieprz powietrze jest sprężane i ogrzewane w systemie klimatyzacji, jego wilgotność bezwzględna pozostaje minimalna. Dodatkowo, skuteczna klimatyzacja usuwa wilgoć (pamiętamy separator wody). Ostatecznie w kabinie tradycyjnego samolotu wilgotność względna może spaść do poniżej 10% – czyli mniej niż w większości pustyń! Często przytacza się wartości rzędu 4–5% wilgotności na wysokości przelotowej w starszych maszynach. To właśnie dlatego czujemy się wysuszeni – dla porównania, optymalna wilgotność dla człowieka to ~40–60%, a nawet najbardziej suche klimaty na Ziemi rzadko spadają poniżej 15–20%.

Sucha atmosfera w kabinie to nie tylko kwestia wygody, ale i zdrowia. Zbyt niska wilgotność powoduje wysychanie błon śluzowych nosa i gardła, co obniża ich naturalną ochronę przed drobnoustrojami. W suchym powietrzu wirusy (np. grypy czy SARS-CoV-2) utrzymują się dłużej i łatwiej się przenoszą, a my jesteśmy na nie bardziej podatni. Badania wśród załóg samolotów wykazały, że większość stewardess i stewardów odczuwa negatywne skutki bardzo niskiej wilgotności podczas lotu – od podrażnień po chroniczne zmęczenie. Problem był więc poważny, ale długo wydawało się, że „tak po prostu musi być”.

Przełom przyszedł wraz z nową generacją samolotów dalekiego zasięgu. Boeing 787 jako pierwszy wprowadził rozwiązania pozwalające nieco podnieść wilgotność w kabinie, a Airbus A350 dołączył do niego kilka lat później. Sekretem ponownie okazały się kompozytowe materiały kadłuba i usprawnione systemy klimatyzacji. Metalowy kadłub dawnych konstrukcji musiał być utrzymywany suchy – wyższa wilgotność sprzyjałaby korozji aluminiowych elementów i zmęczeniu materiału. Natomiast kompozyty węglowe są znacznie odporniejsze na wilgoć, więc producent mógł pozwolić sobie na dopuszczenie większej zawartości pary wodnej w powietrzu. Oczywiście, nadal mówimy o dość suchym powietrzu, ale różnica jest zauważalna. W praktyce w kabinach 787 i A350 wilgotność względna może sięgać około 15–20% podczas długiego lotu. Niektóre źródła podają, że te maszyny utrzymują typowo ~25% wilgotności w powietrzu pasażerskim – to wciąż tylko połowa ideału, ale jednak istotny postęp względem np. 5–10% w poprzedniej generacji. Airbus deklaruje oficjalnie, że kabina A350 ma optymalną temperaturę i wilgotność około 20% RH, niemożliwą wcześniej do uzyskania. Pasażerowie rzeczywiście to odczuwają – wielu relacjonuje, że lot Dreamlinerem czy A350 jest mniej męczący, skóra nie jest aż tak przesuszona, a komfort oddychania wyraźnie lepszy. W ankietach 80% podróżnych zauważyło wyższą wilgotność i lepsze samopoczucie na pokładzie 787, a 25% było skłonnych specjalnie wybierać ten samolot, by znów doświadczyć różnicy. Można więc powiedzieć, że nowe samoloty stały się trochę takimi latającymi oasis w porównaniu do „latających pustyń” poprzedników.

Na marginesie, aby wilgotność nie zaszkodziła elektronice i konstrukcji, inżynierowie musieli precyzyjnie kontrolować gdzie i ile wilgoci się gromadzi. Stąd np. specjalne systemy przeciw-kondensacyjne w newralgicznych miejscach oraz staranne izolacje termiczne ścian. Co ciekawe, pojawiły się też opcjonalne nawilżacze powietrza dla najbardziej wymagających. Linie lotnicze obsługujące ultradługie trasy albo oferujące luksusowe klasy pierwsze coraz częściej instalują dodatkowe systemy nawilżania powietrza. Przykładowo, w Airbusach A350 można opcjonalnie zamontować nawilżacze w kabinach premium, by podnieść tam wilgotność do ~30–40% – z tego skorzystał m.in. bliżej nieujawniony przewoźnik zamawiający A350-900 w konfiguracji z ulepszonym powietrzem w klasie biznes. Producent tych systemów (firma CTT Systems ze Szwecji) podaje, że bez takiego nawilżacza nawet w nowoczesnym 787/A350 wilgotność w klasie biznes potrafi wynosić tylko 6–10% (bo mniej osób na m² dodających wilgoci), a z nawilżaniem można ją podnieść do ponad 20–30%, co diametralnie poprawia komfort snu, nawodnienie organizmu i redukuje jet lag. To pokazuje, że technologia stale się rozwija – przyszłość komfortu na pokładzie może należeć do aktywnych systemów utrzymania klimatu, które uczynią latanie jeszcze przyjemniejszym.

Ostatnim elementem składającym się na środowisko na pokładzie jest jakość i czystość powietrza. Tutaj również zaszły spore zmiany. Wspomnieliśmy już o filtrach HEPA wyłapujących mikroby – stały się one standardem i dzięki nim powietrze w samolocie jest często czystsze niż w biurach czy centrach handlowych. Podczas pandemii COVID-19 dużo mówiono o bezpieczeństwie latania i okazało się, że dobre filtry i częsta wymiana powietrza (w samolocie całe powietrze kabiny wymienia się co 2-3 minuty) skutecznie minimalizują ryzyko zakażeń drogą powietrzną. Mimo to, producenci poszli o krok dalej. Boeing 787 jako pierwszy zastosował dodatkowe filtry katalityczne usuwające z powietrza ozon oraz lotne związki chemiczne odpowiedzialne za zapachy i potencjalne podrażnienia. Ozon na dużej wysokości występuje w sporym stężeniu i kiedyś bywał zmorą pasażerów (powodując bóle głowy czy podrażnienia układu oddechowego). Teraz przechodzi on przez konwertery ozonu, gdzie jest neutralizowany. Z kolei nieprzyjemne zapachy (np. olejów, paliwa, zapach tzw. „nowego samolotu” czy lotniskowy smog pobierany z zewnątrz na płycie) są redukowane przez specjalne wkłady pochłaniające chemikalia. Honeywell opracował np. moduł o nazwie CHOC (Combined Hydrocarbon/Ozone Catalyst), który montuje się w miejscu standardowych konwerterów ozonu – nowa generacja tych urządzeń eliminuje ponad 80% odorów i oparów olejów dostałych się do powietrza z układu silnika. Dzięki temu w kabinie unosi się praktycznie tylko neutralny zapach czystego powietrza. Dodatkowo, w odpowiedzi na wyzwania pandemii, pojawiły się systemy dezynfekcji powietrza UV oraz jonizatory montowane w kanałach klimatyzacji, które potrafią niemal sterylizować obiegające powietrze z wirusów i bakterii. Tak zaawansowane technologie dopiero stają się popularne, ale wiele samolotów już je implementuje, by chronić zdrowie pasażerów.

Podsumowując kwestię komfortu: dzięki rekuperacji i nowym technologiom oddech na pokładzie stał się lżejszy. Niższe ciśnienie kabiny oznacza więcej tlenu we krwi i mniejsze ryzyko złego samopoczucia na długich trasach. Wyższa wilgotność zmniejsza uczucie wysuszenia i sprawia, że organizm lepiej znosi podróż. Czystsze powietrze – pozbawione drobnoustrojów, toksyn i zapachów – przekłada się na mniejsze ryzyko infekcji i większy komfort (koniec z uczuciem zatęchłego, „przechodzonego” powietrza pod koniec rejsu). To ogromny krok naprzód w porównaniu z dawnymi samolotami. Jeszcze 20–30 lat temu lot przez Atlantyk często kończył się bólem głowy, podrażnionymi oczami i fatalnym samopoczuciem. Dziś pasażerowie wysiadają z Dreamlinerów czy A350 dużo bardziej wypoczęci – a niektórzy wręcz zachwyceni, że „da się oddychać” na pokładzie. Komfort kabiny stał się zresztą polem do popisu w marketingu linii lotniczych: promuje się większe okna, lepsze oświetlenie LED imitujące wschody i zachody słońca (walka z jet-lagiem), ciszę i właśnie lepsze powietrze jako zalety najnowszych maszyn. Rekuperacja i sprytna klimatyzacja odgrywają w tym pierwszoplanową rolę.

Airbus A350 vs Boeing 787 – dwa podejścia do rekuperacji

Poznajmy bliżej dwóch gigantów lotniczej innowacji: Boeing 787 Dreamliner i Airbus A350 XWB. Te dwa modele, wprowadzone do służby w bieżącej dekadzie, rywalizują ze sobą o miano najnowocześniejszego szerokokadłubowego samolotu pasażerskiego. Choć oba samoloty mają podobne osiągi, rozmiary i cel (dalekodystansowe loty w komfortowych warunkach), pod maską kryją nieco odmienne filozofie, jeśli chodzi o zasilanie systemów pokładowych i klimatyzację. Różnice te najlepiej widać na przykładzie systemów powietrznych: bleed vs bleedless.

Boeing 787 Dreamliner zasłynął jako pionier koncepcji „more-electric aircraft” – samolotu bardziej elektrycznego niż jakikolwiek wcześniejszy. Tradycyjny system bleed air został tu niemal całkowicie wyeliminowany. Co to oznacza? W Dreamlinerze silniki nie dostarczają powietrza do klimatyzacji. Zamiast tego, Boeing zainstalował oddzielne, elektrycznie napędzane sprężarki powietrza, które zasysają świeże powietrze z zewnątrz (przez specjalne wloty umieszczone u nasady skrzydeł) i sprężają je do wymaganego ciśnienia kabinowego. Innymi słowy, kabina „oddycha” powietrzem atmosferycznym, ale sprężanym nie przez silnik, a przez elektryczne turbosprężarki. Energia do ich napędu oczywiście wciąż pochodzi finalnie z silników – ale pod postacią prądu z generatrorów, a nie upuszczonego powietrza. To przełomowe podejście nazwano właśnie bleedless, czyli bez upustu powietrza. W praktyce dla pasażera oznacza to nadal doprowadzenie świeżego powietrza do kabiny i usuwanie zużytego przez zawory w kadłubie (tak jak w każdym samolocie), lecz sposób sprężania tego powietrza jest inny. System działa prawie tak samo jak opisany wcześniej – powietrze po sprężeniu w elektrycznej sprężarce przechodzi przez wymienniki, turbiny, separatory itd., tworząc chłodne i czyste powietrze dla kabiny. Różnica w stosunku do klasycznego samolotu jest taka, że silnik odrzutowy nie traci już części mocy na napędzanie klimatyzacji bezpośrednio (poprzez bleed air). Zamiast tego cała jego moc może iść na ciąg, a prąd do klimatyzacji generowany jest efektywnie przez wydajny generator.

Jakie są zalety takiego rozwiązania? Boeing wylicza ich wiele. Przede wszystkim, większa efektywność paliwowa – brak bleedu to mniejsze obciążenie dla silników, które mogą pracować optymalniej, co przekłada się na niższe zużycie paliwa i emisje. Według szacunków, samo wyeliminowanie tradycyjnego systemu pneumatycznego dało około kilka procent oszczędności paliwa w 787, co w lotnictwie jest ogromną wartością (walka o każdy procent jest zaciekła). Po drugie, prostsza konstrukcja i niższa masa – zniknęła plątanina przewodów powietrznych wysokiego ciśnienia, zaworów upustowych, skomplikowanych mechanicznych regulatorów. W Dreamlinerze układ pneumatyczny jest ograniczony do minimum, a to oznacza mniej części, które mogą się zepsuć, i lżejszy samolot. Po trzecie, wyższa niezawodność i niższe koszty utrzymania – brak wielu elementów mechanicznych (uszczelek, zaworów, przekładni) upraszcza serwis. Linie lotnicze doceniają, że nie muszą tak często sprawdzać i wymieniać komponentów układu bleed, bo… po prostu go nie ma.

Kolejnym plusem jest precyzyjna kontrola klimatu i komfort pasażerów. Elektryczne sprężarki reagują elastycznie na zapotrzebowanie – można płynnie sterować ich wydajnością, co przekłada się na stabilniejszą temperaturę i nawet nieco lepszą kontrolę wilgotności w kabinie. Boeing twierdzi też, że dzięki rezygnacji z „gwizdających” zaworów upustu i strumieni powietrza lecących w przewodach pod wysokim ciśnieniem, kabina stała się cichsza – mniej szumów tła przenosi się z systemów klimatyzacji. No i nie można zapomnieć o kwestii jakości powietrza: w systemie bleedless powietrze kabinowe jest całkowicie odseparowane od wnętrza silników, co eliminuje ryzyko tzw. fume events, czyli przedostawania się do kabiny oparów oleju lub innych chemikaliów z układu silnikowego. W samolotach z bleed air zdarzały się (choć rzadko) incydenty, że nieszczelność uszczelnień turbiny silnika powodowała zassanie oleju do strumienia powietrza klimatyzacji – w efekcie załoga i pasażerowie wdychali toksyczne opary, co prowadziło do zatrucia (tzw. syndrom aerotoksyczny). Dreamliner dzięki architekturze bleedless z definicji nie miewa takich przypadków, bo powietrze do kabiny nie przechodzi przez silnik. Można powiedzieć, że pasażer oddycha powietrzem z chmur, a nie z turbiny.

Oczywiście, każde rozwiązanie ma też wady lub wyzwania. W przypadku 787 ogromnym wyzwaniem było zbudowanie tak mocnej instalacji elektrycznej, by zastąpić pneumatykę. Dreamliner musiał dostać generatory o niespotykanej dotąd mocy, systemy przetwarzania energii, i potężne akumulatory, które podtrzymałyby pracę urządzeń elektrycznych (jak sprężarki powietrza czy elektryczne systemy przeciwoblodzeniowe) np. podczas rozruchu silników lub awarii. Te baterie litowo-jonowe w pierwszych egzemplarzach sprawiły sporo kłopotów – przeładowywały się i dochodziło do groźnych incydentów pożarowych na uziemionych samolotach. W 2013 roku flota 787 na krótko została nawet uziemiona na całym świecie do czasu przeprojektowania systemu baterii. Była to cena za skok w nową technologię. Airbus patrzył na te perypetie z mieszanymi uczuciami i… wybrał inną drogę.

Airbusie A350 XWB postawiono bardziej na ewolucję niż rewolucję w układach pneumatycznych. Airbus analizował koncepcję bleedless (testował ją wcześniej w A380+ i projektach koncepcyjnych) i doszedł do wniosku, że korzyści nie równoważą ryzyka. Dlatego zdecydowano się zastosować w A350 tradycyjny system bleed air, oczywiście unowocześniony i zoptymalizowany. W 2006 roku oficjalnie potwierdzono, że A350 będzie miał pełny układ upustu powietrza z silników, w przeciwieństwie do 787. Silniki Rolls-Royce Trent XWB zaprojektowano więc „po staremu” – pobierają one powietrze z kompresora wysokiego ciśnienia i średniego ciśnienia do zasilania klimatyzacji, systemów przeciwoblodzeniowych skrzydeł itp. Oczywiście, nie znaczy to, że A350 jest staroświecki. Wręcz przeciwnie – to bardzo zaawansowany układ pneumatyczny, pełen nowinek. Wykorzystuje np. inteligentne sterowanie zaworami upustu, bardziej wydajne wymienniki ciepła, lżejsze przewody. Airbus chwalił się, że dzięki temu zyskali większość korzyści bleedless, unikając jego komplikacji. Rzeczywiście, A350 osiągami praktycznie nie ustępuje 787 pod względem zużycia paliwa – również notuje ok. 25% niższe spalanie na pasażera względem poprzedniej generacji. Część tej efektywności to zasługa doskonałych silników i aerodynamiki, ale Airbus utrzymuje, że ich dopieszczony system bleed jest także bardzo wydajny. Dodatkowo, A350 nie musiał mierzyć się z problemami baterii – tam zastosowano początkowo sprawdzone akumulatory niklowo-kadmowe (dopiero później, gdy technologia okrzepła, zaczęto montować lżejsze Li-ion). Mniej rewolucji równało się mniej potencjalnych problemów. Rzeczywiście, wczesne 787 borykały się z różnymi „chorobami wieku dziecięcego” (oprócz baterii, problemy z elektryką, oprogramowaniem), podczas gdy A350 od początku zbierał opinie samolotu bardzo niezawodnego i dopracowanego. To trochę tak, jakby Airbus wyciągnął wnioski z eksperymentu Boeinga – skorzystał z tych innowacji, które były dojrzałe (kompozyty, wysoka wilgotność itp.), a unikał tych najbardziej ryzykownych.

Pod względem komfortu pasażerów obie maszyny są do siebie zbliżone. Jak już opisaliśmy, zarówno A350, jak i 787 utrzymują kabinę na 1800 m i wilgotność ~15–20%<. Obie mają najnowocześniejsze systemy filtracji powietrza i minimalizowania hałasu. Pewne różnice są subtelne – np. Boeing zastosował elektrycznie przyciemniane smart-window zamiast tradycyjnych żaluzji, Airbus pozostał przy lżejszych klapkach; Airbus ma nieco szerszy kadłub, dzięki czemu przy podobnym układzie foteli pasażerowie mają odrobinę więcej miejsca na wysokości ramion (szerokość fotela economy ~46 cm vs ~43 cm w 787, zależnie od konfiguracji). Z drugiej strony, Dreamliner słynie z większych okien i subiektywnie lepszego widoku na zewnątrz, a także lekko wyższej wilgotności i niższego ciśnienia – bo Boeing jako pierwszy to wprowadził i mocno promował te cechy<. W praktyce jednak Airbus szybko dogonił te standardy i wielu pasażerów nie dostrzega różnicy w klimacie obu maszyn. I tu, i tu jest po prostu dużo lepiej niż w poprzedniej generacji (np. Airbus A330 czy Boeing 777-300ER).

Ciekawostką jest różnica w podejściu do zarządzania przepływem powietrza. Airbus wyposażył A350 w system monitorujący obłożenie samolotu i adoptujący strumień wentylacji do liczby pasażerów, tak aby zapewnić dobre przewietrzenie bez niepotrzebnego marnowania energii. Na przykład przy niepełnym samolocie lub w nocy, gdy aktywność ludzi spada, system może zmniejszyć wymianę powietrza, by utrzymać wyższą wilgotność i temperaturę bez przeciągów – oczywiście w ramach norm bezpieczeństwa (m.in. monitorując poziom CO₂ w kabinie). To trochę jak climate control znane z nowoczesnych budynków przeniesione do samolotu. Boeing w 787 również ma wydajne, zmienne systemy, choć mniej o tym mówi w marketingu – ale samo przejście na elektryczne sprężarki dało możliwość płynnej regulacji, więc zapewne podobne mechanizmy też istnieją.

Podsumowując: Boeing 787 postawił na odważną rewolucję technologiczną z systemem bleedless, co przyniosło mu miano jednego z najbardziej zaawansowanych samolotów świata. Airbus A350 poszedł ścieżką kontrolowanej ewolucji – włączył wiele nowinek, ale zachowując sprawdzony kręgosłup konwencjonalnych rozwiązań. Efekt końcowy dla pasażera jest w obu przypadkach znakomity: ciche, wygodne kabiny z dobrym powietrzem. Natomiast dla inżynierów i geeków lotniczych różnice te są fascynujące, bo pokazują dwa sposoby osiągania tego samego celu. Konkurencja Boeing vs Airbus w tym obszarze przypomina wyścig zbrojeń technologicznych – ostatecznie skorzystaliśmy na nim my, pasażerowie, mogąc cieszyć się zdrowszym i przyjemniejszym lataniem.

Technologia w praktyce: testy i przyszłe innowacje

Wprowadzenie opisanych wyżej rozwiązań poprzedziły liczne testy i badania, a ich efekty są skrzętnie mierzone przez branżę lotniczą. Przykładowo, jeszcze na etapie projektu 787 przeprowadzono testy z udziałem ludzi w komorach symulujących kabinę – właśnie po to, by sprawdzić wpływ niższego ciśnienia i wyższej wilgotności na samopoczucie. Wyniki były obiecujące: Boeing raportował, że pasażerowie symulowanego lotu na 6000 stóp odczuwali znacząco mniej dolegliwości niż ci na 8000 stóp. Te dane pomogły przekonać linie lotnicze, że warto zainwestować w nowy komfort. Również Airbus testował A350 w ekstremalnych warunkach – m.in. w specjalnej komorze klimatycznej McKinley Climatic Laboratory na Florydzie. W 2014 roku prototyp A350 przeszedł tam próby w temperaturach od +45 °C do -40 °C i przy różnej wilgotności, by upewnić się, że systemy klimatyzacji i rekuperacji działają niezawodnie w każdych warunkach. Samolot zdany został na „męki” upału i arktycznego mrozu, a inżynierowie obserwowali, czy temperatura kabiny pozostaje stabilna, czy nie pojawia się kondensacja, jak szybko układ potrafi schłodzić nagrzany kadłub, itp. Testy zakończyły się sukcesem, co otworzyło drogę do certyfikacji maszyny.

Już w eksploatacji linie zbierają opinie i dane od załóg. Po wprowadzeniu 787 kilka linii lotniczych przeprowadziło ankiety wśród swoich pilotów i personelu pokładowego na długich trasach. Wyniki potwierdziły przewagę nowych technologii: personel latający na Dreamlinerach rzadziej uskarżał się na zmęczenie czy odwodnienie, a 92% pasażeróww badaniu Boeinga stwierdziło, że ogólny komfort kabiny (cisza, ciśnienie, świeże powietrze) jest zauważalnie lepszy. Takie recenzje są najlepszym dowodem, że rekuperacja i ulepszone ECS spełniają swoją rolę.

Jeśli chodzi o zdrowie pasażerów, prowadzone są nawet medyczne studia. Naukowcy z federacji ASHRAE oraz instytucji lotniczych badają, czy wyższa wilgotność w kabinie przekłada się na mniejsze ryzyko infekcji w trakcie lotu. Znane są eksperymenty, gdzie w jednej grupie lotów utrzymywano standardową niską wilgotność, a w innej podwyższoną – i sprawdzano częstość przeziębień po locie. Choć wyniki jeszcze nie są jednoznaczne, trend wskazuje, że nieco bardziej wilgotne powietrze może zmniejszać podatność na zakażenia wirusowe (sucha śluzówka to jak otwarte wrota dla wirusów). To kolejny argument, by rozwijać systemy poprawiające nawilżenie kabiny.

W praktyce codziennej latania wychodzą też na jaw nowe wyzwania. Np. linie raportowały, że czystsze powietrze… sprawiło, iż pasażerowie bardziej wyczuwają zapach posiłków na pokładzie! W starszych samolotach ogólny zaduch maskował różne wonie, a w nowych – skoro nie ma zapachu oleju czy spalin, aromat podgrzewanego jedzenia roznosi się wyraźniej. Odpowiedzią są mocniejsze pochłaniacze zapachów w filtrach oraz sprawniejsza wentylacja podczas serwisu posiłków. Kabina to złożony ekosystem, więc każda zmiana wymaga holistycznego podejścia.

Patrząc w przyszłość: rekuperacja w lotnictwie będzie odgrywać coraz większą rolę. Trend ku „more-electric aircraft” postępuje – następne konstrukcje (np. Boeing 777X, kolejne projekty Airbusa, a nawet samoloty turboprop i biznesowe) czerpią garściami z doświadczeń 787 i A350. Choć Airbus przy A350 pozostał przy bleed air, to już zapowiada, że kolejna generacja samolotów pasażerskich będzie prawdopodobnie wyposażona w w pełni elektryczne systemy ECS i być może hybrydowe systemy zasilania. Boeing z kolei udoskonala swoją koncepcję – 777X (następca Jumbo-Jeta 777) także stawia na kompozyty i opcjonalne nawilżacze powietrza, choć pozostanie przy konwencjonalnym bleed (najwyraźniej tu uznano, że to wciąż optymalne). Niewykluczone, że w przyszłości pojawią się systemy odzysku ciepła odpadowego z silników do ogrzewania kabiny lub wody (na zasadzie rekuperatorów znanych z budynków), by jeszcze bardziej podnieść efektywność energetyczną – wszak marnowanie jakiejkolwiek energii w lotnictwie to koszt i emisja dwutlenku węgla. Już teraz trwają prace nad termicznymi akumulatorami ciepła, które gromadziłyby nadmiar ciepła wytwarzanego podczas lotu (np. przez elektronikę czy tarcie aerodynamiczne) i wykorzystywały je w fazach, gdy potrzeba ogrzewania kabiny.

Innym polem rozwoju są ulepszone materiały filtracyjne i antybakteryjne. Być może za kilka lat standardem będą samosterylizujące się klimatyzatory – z powłokami eliminującymi drobnoustroje czy alergenami. Już teraz dostępne są filtry z nanocząsteczkami srebra czy miedzi o właściwościach antywirusowych, testuje się też systemy plazmowego oczyszczania powietrza (jonizacja eliminuje patogeny). Wszystko to może sprawić, że lot samolotem stanie się zdrowszy niż przebywanie w typowym biurze pełnym ludzi.

Podsumowanie: ekologiczne i komfortowe przestworza

Rekuperacja w lotnictwie – choć brzmi jak hasło z podręcznika inżynierii – przekłada się na bardzo realne korzyści, które odczuwa każdy pasażer. To dzięki niej i ogólnie geniuszowi inżynierów współczesne samoloty potrafią zabrać nas na drugi koniec świata szybciej, wygodniej i z mniejszym obciążeniem dla planety niż kiedykolwiek wcześniej. W ciągu ostatnich kilkunastu lat dokonał się ogromny skok: kabiny zyskały przyjazny klimat, w którym możemy oddychać głębiej, zdrzemnąć się bez budzenia z wysuszonym gardłem i wysiąść mniej zmęczeni. Jednocześnie linie lotnicze zużywają mniej paliwa, bo każdy element – od klimatyzacji przez odzysk ciepła po lżejsze komponenty – został zoptymalizowany z myślą o efektywności.

Rekuperacja stała się jednym z filarów zielonego lotnictwa przyszłości. Każda zaoszczędzona megawatogodzina energii na pokładzie to litry paliwa, których nie trzeba spalić – a to oznacza mniejszą emisję CO₂. W skali globalnej, gdy pomnożymy to przez tysiące samolotów wykonujących codziennie loty długodystansowe, wpływ jest znaczący. Co więcej, poprawa komfortu pasażerów ma też swój ekologiczny wydźwięk: ludzie mniej obawiają się długich podróży (bo są mniej uciążliwe), co sprzyja zrównoważonemu rozwojowi branży lotniczej. Jeśli latanie staje się bardziej znośne, można rozsądnie planować siatkę ultra-długich połączeń, redukując potrzebę międzylądowań (a każdy start i lądowanie to dodatkowe zużycie paliwa). W perspektywie pojawienia się samolotów elektrycznych czy wodorowych, doświadczenia z rekuperacją i systemami „more-electric” będą bezcenne – to przecież logiczne ogniwo przejściowe ku maszynom, które pewnego dnia w ogóle nie będą emitować spalin.

Na razie zarówno Boeing, jak i Airbus wskazują, że komfort pasażerów i ekologia idą w parze. Airbus w materiałach o A350 podkreśla hasło “Airspace – feel the difference”, obiecując przestrzeń i czyste powietrze, a Boeing promuje “Dreamliner effect” – pasażerowie zadowoleni z podróży marzeń. Obie te wizje łączy przekonanie, że nowoczesna technologia (w tym rekuperacja) humanizuje latanie. Sprawia, że metalowa tuba na wysokości 12 km staje się miejscem, gdzie możemy czuć się niemal jak w normalnym środowisku na ziemi – oddychając, odpoczywając i ciesząc się podróżą.

Rekuperacja w lotnictwie to zatem coś więcej niż techniczny termin. To symbol inteligentnego gospodarowania energią i troski o pasażera. Patrząc na sukcesy 787 i A350, można śmiało powiedzieć, że przyszłość latania rysuje się w jasnych barwach: będzie coraz bardziej przyjazna środowisku, a zarazem wygodna i zdrowa dla ludzi. A następnym razem, gdy znajdziesz się na pokładzie nowoczesnego samolotu i weźmiesz głęboki oddech relatywnie świeżego powietrza, pamiętaj – to właśnie owoce skomplikowanych systemów rekuperacji pracujących w ukryciu, byś mógł poczuć się dobrze nad chmurami.

Bibliografia:

  1. Environmental Control System – Wikipedia (EN): Opis systemu ECS samolotu i zasad działania klimatyzacji, w tym podział powietrza świeżego/recyrkulowanego oraz zastosowanie filtrów HEPA en.wikipedia.org
  2. Boeing 787 Dreamliner – Wikipedia (EN): Szczegóły rozwiązań kabinowych w 787 (wysokość kabiny ~6000 ft, wilgotność 15%, kompozyty vs korozja) oraz system bleedless i filtracja powietrza (ozon, HEPA, filtry chemiczne) en.wikipedia.org
  3. Airbus A350 XWB – Wikipedia (EN): Informacje o systemach A350 (tradycyjny bleed air, parametry kabiny: 20% wilgotności, 6000 ft, adaptacyjna wentylacja) oraz decyzji projektowych Airbusa dot. rezygnacji z bleedless en.wikipedia.org
  4. Airbus (strona oficjalna): “An exclusive in-flight experience – A350 Cabin” – materiały producenta podkreślające komfort kabiny A350 (najcichszy kadłub, optymalne ciśnienie 6000 ft, wilgotność i wymiana powietrza co 2-3 min) airbus.com
  5. The Points Guy – “The Healthiest Planes in the Air Today”: Artykuł o wpływie nowych samolotów na zdrowie pasażerów (A380, 787, A350). Zawiera komentarze ekspertów o niższym ciśnieniu kabiny i wyższej wilgotności (~25%) oraz ich wpływie na samopoczucie i odporność thepointsguy.com
  6. Transglobal Training – “Boeing 787 Bleedless: A Revolutionary Approach…”: Blog techniczny opisujący architekturę bleedless w 787 i jej zalety: oszczędność paliwa, uproszczenie systemów, lepszy komfort (precyzyjna kontrola temperatury/wilgotności, mniej hałasu) transglobaltraining.com
  7. Aviation Stack Exchange – “How do bleedless airliners keep cabin air breathable?”: Dyskusja wyjaśniająca zasadę działania samolotów bez układu upustu powietrza (powietrze zewnętrzne sprężane elektrycznie, funkcjonalnie analogiczne do tradycyjnego bleed). W komentarzach poruszono też kwestie zasilania i skutków ubocznych (np. duże baterie w 787) aviation.stackexchange.com
  8. Dieter Scholz (HAW Hamburg) – “Solutions to Contaminated Cabin Air” (prezentacja, 2018): Analiza problemu zanieczyszczeń powietrza kabinowego. Zawiera definicje fume event i opis, że 787 jako „Bleed Free” eliminuje ryzyko przedostania się oparów oleju z silnika do kabiny. Omawia również schemat działania klasycznych i elektrycznych systemów ECS. fzt.haw-hamburg.de
  9. NCBI Bookshelf – “The Airliner Cabin Environment” (National Academies Press): Raport naukowy nt. jakości powietrza w samolotach. Opisuje budowę ECS (źródła sprężonego powietrza, zasadę działania air-cycle machine) i wskazuje na efektywność wymiany powietrza oraz koszty energetyczne wentylacji w locie Porusza też wpływ niskiej wilgotności na odczuwanie zapachów i komfort ncbi.nlm.nih.gov
  10. Aviation Week – “Pandemic Pushes Passenger Pathogen Protection” (2021): Artykuł branżowy o nowych technologiach oczyszczania powietrza na pokładzie w kontekście pandemii. Wspomina o źródłach zanieczyszczeń (VOCs, skażenia z bleed air) i nowych katalizatorach Honeywell CHOC4, usuwających >80% zapachów i oparów oleju z powietrza kabinowego. Zawiera też informację od Collins Aerospace, że 787 jest jedynym dużym samolotem z w 100% świeżym (bezpośrednio zewnętrznym) powietrzem w ECS aviationweek.com
  11. CTT Systems – komunikat prasowy (2019): Informacja o zamówieniu systemu nawilżania do Airbusów A350. Zawiera dane o typowych poziomach wilgotności: bez nawilżaczy 6–10% RH w klasie biznes nawet w nowych 787/A350, oraz jak opcjonalne systemy mogą to podnieść do komfortowych poziomów. Podkreśla znaczenie wilgotności dla samopoczucia (lepszy sen, smak, mniej jet lagu). ctt.se
  12. The Flying Engineer – “Boeing 787 vs. Airbus A350: Battle of the Skies” (2024): Blog porównujący oba samoloty pod różnymi względami. W kontekście komfortu wspomina większą kabinę A350 vs wyższa wilgotność i niższe ciśnienie w 787 a także kwestie niezawodności (początkowe problemy 787 vs dopracowany A350) theflyingengineer.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *